„Szkoda by było, gdyby pszczół w naszym otoczeniu zabrakło”. Wywiad z dr Justyną Kierat, ekspertką zajmującą się życiem pszczół
Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że pszczoły to niezwykle pożyteczne owady. Mimo to tak naprawdę niezbyt często myślimy o ich życiu, a gdy zobaczymy je na balkonie, szukamy sposobów na to, aby się ich pozbyć. Czy taka reakcja jest prawidłowa? I w jaki sposób tego dokonać, aby nie zaszkodzić tym owadom?
Bardzo często pszczoły wywołują u nas przerażenie. Tymczasem jednak nasza reakcja obronna na te owady nie zawsze jest do końca uzasadniona. O tym w jaki sposób postępować z pszczołami i nie być dla nich zagrożeniem, porozmawialiśmy z Justyną Kierat. Nasza rozmówczyni jest doktorem biologii oraz absolwentką UJ. Swoje życie poświęciła pszczołom, zwłaszcza tym dzikim, a efektem jej obserwacji jest m.in. książka „Pszczoły miodne i niemiodne”. W rozmowie z serwisem Kraków.eco powiedziała nam o tym w jaki sposób miasto i jego mieszkańcy mogą zadbać o pszczoły, co zrobić, gdy owadzi lokator pojawi się na naszym balkonie oraz w jaki sposób nie szkodzić tym pożytecznym owadom.
Karolina Żyłowska: Co sprawiło, że zaczęła się Pani interesować życiem pszczół?
To był przypadek. Przyrodą interesuję się od zawsze (w dużej mierze dzięki mojej Mamie, która mi ją pokazywała, kiedy byłam dzieckiem), więc nikogo nie zaskoczyło, że postanowiłam studiować biologię. Z początku najbardziej interesowały mnie ptaki (zresztą do dziś lubię je obserwować i zdarza mi się prowadzić spacery ornitologiczne). Na pszczoły trafiłam szukając promotora pracy magisterskiej. Prof. Woyciechowski, u którego ostatecznie napisałam nie tylko pracę magisterską, ale i doktorską, początkowo zaproponował mi pracę z pszczołą miodną. Jednak kiedy usłyszał, że boję się użądleń, podsunął temat dotyczący murarki ogrodowej. To pszczoła samotna, która nie żądli w obronie gniazda, a jako obiekt badań okazała się na tyle ciekawa, że zajmuję się nią i jej kuzynkami aż do teraz.
Wielu ludzi może bać się zapraszania pszczół na własne balkony. Czy słusznie?
Ryzyko związane z zaproszeniem dzikich pszczół na balkon oceniłabym jako nie większe niż wybranie się na spacer na łąkę w słoneczny dzień. Zacznijmy od tego, co jest tym zaproszeniem dla pszczół – są to kwiaty dające im pokarm (pyłek i nektar). Żerująca na kwiatach pszczoła miodna nie zaatakuje nas, gdy zbliżymy się, żeby jej się przyjrzeć. Jeśli się przestraszy, po prostu ucieknie, o ile będzie mieć taką możliwość. Pszczoły miodne bronią swojego gniazda, dlatego podejście zbyt blisko do ula może być ryzykowne. Jednak nie bronią one kwiatów, na których żerują. Z kolei większość gatunków pozostałych, dzikich pszczół (do których zaliczają się murarki ogrodowe, miesierki i mnóstwo innych) nie wykazuje agresji nie tylko na kwiatach, ale nawet przy gnieździe. Co najwyżej mogą użądlić w samoobronie, jeśli zostaną złapane w rękę, nadepnięte czy przyciśnięte. Ich użądlenie jest zresztą mniej bolesne niż pszczoły miodnej i nie zostaje po nim żądło w skórze. Mogę to potwierdzić w przypadku murarki ogrodowej, bo jestem prawdopodobnie jedną z nielicznych osób, które dały się jej użądlić 🙂 Wynika to z tego, że prowadząc badania, wiele razy brałam murarki do rąk, na przykład żeby oznakować je specjalnym indywidualnym znacznikiem. A jak wspomniałam, pszczoła złapana w rękę broni się, za co trudno ją winić. Niektóre osoby, oprócz ukwiecenia balkonu, instalują sobie „hotelik dla owadów”, w którym przy odrobinie szczęścia może założyć gniazdo murarka ogrodowa lub jakiś inny gatunek – na przykład wałczatka czy nożycówka. Pszczoły pracujące przy takim hoteliku można bez strachu obserwować jak przynoszą pyłek i budują gniazda.
Jakie korzyści może przynieść pomoc pszczołom?
O korzyściach, jakie daje nam zapylanie, mnóstwo już powiedziano i napisano. Pszczoły są najważniejszymi (choć nie jedynymi) zapylaczami, a z pomocy zapylaczy w mniejszym lub większym stopniu korzysta niemal 90% roślin okrytonasiennych na świecie. Mnóstwo roślin uprawnych również wymaga zapylenia i chociaż bez zapylaczy nie zginęlibyśmy od razu z głodu (choćby dlatego, że zboża składające się na dużą część naszego pożywienia są wiatropylne), to nasza dieta byłaby o wiele bardziej uboga. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na chyba nieco mniej eksponowany aspekt pomocy pszczołom. Otóż większość działań, które im pomaga, jest korzystna również dla mnóstwa innych organizmów, pożytecznych dla nas i kluczowych dla funkcjonowania ekosystemów. Wzbogacenie ogrodu w kwiaty, nie tylko ozdobne, ale również te dzikie, popularnie zwane „chwastami”, pozwoli znaleźć pokarm nie tylko pszczołom, ale również innym korzystającym z nektaru i pyłku owadom. Inne niż kwiaty części roślin mogą stać się pożywieniem na przykład dla larw motyli, albo schronieniem dla wielu drobnych zwierząt. Ograniczenie zużycia pestycydów wpłynie dobrze nie tylko na pszczoły, ale i inne owady, a nawet ptaki.
Nie mogę też nie wspomnieć o wartości pszczół samych w sobie. Ich obserwacja może być niezwykle ciekawym zajęciem. Mnie dodatkowo bardzo relaksuje. I wiem, że nie jestem jedyną osobą, która ma takie odczucia. Szkoda by było, gdyby pszczół w naszym otoczeniu zabrakło.
Co zrobić, gdy na naszym balkonie zacznie pojawiać się zbyt dużo pszczół różnego gatunku? Gdzie ewentualnie możemy zgłosić ich obecność, aby nie stać się dla nich zagrożeniem?
Na pewno w takiej sytuacji warto zachować spokój i poszukać specjalisty, który będzie potrafił powiedzieć, z kim właściwie mamy do czynienia. Dopiero wtedy można ocenić, czy owady stanowią zagrożenie i wskazać optymalny sposób postępowania. Nie zawsze trzeba w tym celu precyzyjnie określać gatunek owadów. Nieraz nawet nie najlepszej jakości zdjęcia wystarczają, żeby móc ustalić plan działania. Zdarzało mi się doradzać osobom, które takie zdjęcia i opis sytuacji zamieszczały w internecie z prośbą o pomoc.
Pojawienie się licznych pszczół (lub os, bo one również mogą nas odwiedzić, a odróżnienie tych dwóch grup bywa trudne dla niespecjalisty) może być zarówno zwiastunem zagrożenia, na przykład jeśli szerszenie założą gniazdo w jakimś, nazwijmy to, konfliktowym miejscu, jak i zjawiskiem zupełnie nikomu niezagrażającym, jak w wypadku założenia przez pszczoły samotnice kolonii w pobliżu. W tej drugiej sytuacji nic nam nie grozi, wręcz przeciwnie – zyskujemy sąsiadki, które będą zapylać nam rośliny i które możemy w wolnych chwilach obserwować. Jest też cała gama sytuacji pośrednich, jak np. założenie na balkonie gniazda przez klecanki. Te prymitywnie społeczne osy żądlą boleśnie, jednak są bardzo łagodne. Na atak mogą się zdecydować, jeśli np. potrąci się ich gniazdo. Ponieważ jednocześnie zazwyczaj wyszukują sobie miejsca osłonięte i ukryte, często nie ma przeciwwskazań do pokojowego koegzystowania z nimi przez cały sezon. Na jesień rodzina klecanek, podobnie jak to ma miejsce u pozostałych naszych os społecznych, wymiera, a resztki gniazda można posprzątać.
Przeczytaj również: Kwiatowe balkony – z jakich roślin stworzyć azyl dla pszczół?
W jaki sposób, często nieświadomie, możemy zaszkodzić tym pożytecznym owadom? Czego należy unikać, aby nie narażać życia pszczół?
Z pewnością możemy zaszkodzić, jeśli zauważywszy pszczoły w naszym otoczeniu, bez zastanowienia postanowimy się ich pozbyć. Widziałam rozkopaną i zniszczoną kolonię ziemnych pszczół samotnych, które nikomu nie zagrażały. To był bardzo smutny widok. Również utrzymywanie „sterylnych” ogrodów i trawników, gdzie pszczoły nie znajdą kwiatów do wyżywienia siebie i swojego potomstwa, nie będzie dla nich korzystne. Powoli zaczynamy patrzeć w miastach przychylniej na nieskoszone trawniki, gdzie pozwala się wyrastać dzikim, nieraz bardzo pięknym, roślinom. Z punktu widzenia miejskiej przyrody trawnik wystarczy kosić nawet 1-2 razy w roku, ale jest też wiele sposobów na kompromis między dobrem pszczół i innych drobnych zwierząt a naszą wygodą i poczuciem estetyki. Na przykład można:
- kosić regularnie miejsca sąsiadujące z chodnikami i ścieżkami, a dalej od ścieżek pozostawiać wyższą roślinność,
- kosić wyżej niż „przy samej ziemi” i w nieco większych odstępach czasu. Szczególnie w czasie suszy, kiedy słońce pali skoszoną trawę i powstają nieestetyczne, łyse placki,
- w parkach wydzielać strefy rekreacyjne, regularnie koszone, gdzie można rozłożyć koc i pograć w gry, ale i dziksze zakątki, gdzie może rozwijać się przyroda,
- bez wątpienia zaszkodzić pszczołom mogą pestycydy – jeśli chcemy chronić owady, wybierajmy te mniej toksyczne dla „postronnych” organizmów, używajmy ich zgodnie z instrukcją, a najlepiej rezygnujmy z ich użycia, jeśli tylko możemy.
Warto pamiętać, że oprócz syntetycznych środków chemicznych populacje organizmów uznawanych za szkodniki mogą też ograniczać ich naturalni wrogowie, którym pestycydy również szkodzą.
Czasami nieoczekiwane negatywne skutki mogą przynieść działania, które podejmujemy w dobrej wierze. Uprawa kwitnących roślin wydaje się nie mieć wad, jeśli chodzi o pszczoły. Jednak są pewne rośliny, zwane inwazyjnymi, które zagrażają rodzimej przyrodzie i nie należy ich siać ani sadzić. To takie gatunki jak nawłoć kanadyjska, niecierpek gruczołowaty, robinia akacjowa. Mimo że ich kwiaty przyciągają pszczoły, to rośliny te rozrastają się w naturalnym środowisku, wypierając inne, cenniejsze dla pszczół dzikie gatunki. Również wprowadzanie gatunków obcych, ozdobnych, na dzikie tereny, na których pszczoły już mają świetne warunki życia, nie jest dobrym pomysłem. Jeśli jakieś siedlisko jest dobre dla pszczół, wystarczy je chronić, a poprawianie i dosadzanie ograniczmy do miejsc, w którym pszczołom brakuje pokarmu – takich miejsc w mieście na pewno znajdziemy mnóstwo.
Czy istnieje sposób, w jaki miasto mogłoby przyczynić się do poprawy jakości życia pszczół?
Jak najbardziej. Indywidualne działania są bardzo ważne, ale miasto ma możliwość podejmowania działań na większą skalę – zarówno tych, które pomagają, jak i tych, które szkodzą pszczołom. Bardzo ważne jest podejście miasta do zagospodarowania przestrzennego. Pszczoły potrzebują do życia siedlisk, w których będą mogły żyć i się rozmnażać. Zresztą nie tylko one, bo utrata i degradacja siedlisk jest wymieniana jako jeden z najważniejszych czynników zagrażających przyrodzie w dzisiejszych czasach. To miasto ma odpowiednie narzędzia, żeby zabezpieczyć tereny zielone na swoim terenie lub przeciwnie, oddać je pod zabudowę deweloperom. Miasto odpowiada za kształt tak teraz popularnych rewitalizacji parków czy skwerów i może sprawić, że efektem będzie albo miejsce odpoczynku dla mieszkańców i ostoja przyrody, albo zupełnie nieprzyjazna przyrodzie przestrzeń.
W jaki sposób mieszkańcy Krakowa mogą dbać o pszczoły?
Tak samo jak mieszkańcy wszystkich innych miast. Dbając o to, żeby – na miarę swoich możliwości – tworzyć pszczołom bezpieczne siedlisko życia i nie szkodzić im. Skoro już mówiliśmy o działaniach miasta, to mieszkańcy mogą również wywierać na jego władze nacisk, żeby zwracano większą uwagę na ochronę przyrody. Warto tutaj podkreślić, że Kraków ma naprawdę bogatą faunę pszczół. Obserwuję je nie tylko w ramach badań, ale również w wolnych chwilach, i zarówno na Ruczaju, gdzie mieści się Wydział Biologii UJ, na którym studiowałam, jak i na przykład na Wawelu, widywałam wiele gatunków. O ile wiem, pszczoły Krakowa nie doczekały się jeszcze pełnej inwentaryzacji, ale nie zdziwiłabym się, gdyby liczba gatunków tutaj była porównywalna z tą stwierdzoną w Poznaniu, Łodzi czy Bydgoszczy (w każdym z tych miast stwierdzono po około 200 gatunków).
Justyna Kierat
Dr biologii, absolwentka UJ. Zarówno pracę magisterską, jak i doktorską poświęciła samotnym pszczołom. Teraz oprócz badania dzikich pszczół zajmuje się edukacją przyrodniczą, piszę książki – m.in. „Pszczoły miodne i niemiodne”, „Mrówki małe i duże”, „Pająki w sieci i bez sieci”. Justyna Kierat jest także ilustratorem przyrodniczym.
Przeczytaj również: W jaki sposób Kraków dba o pszczoły?