Dzik jest dziki, nie jest zły. Jak Kraków radzi sobie z dziką zwierzyną?
Porozmawiajmy o Krakowie!
Dołącz do grupy
"Krakow.Eco - Zdrowa strona Krakowa"
na Facebooku
Ostatnimi czasy trudno o tydzień bez doniesień, o kolejnych zaskakujących spotkaniach mieszkańców Krakowa z nieudomowionymi zwierzętami. Jak Kraków radzi sobie z lisami, dzikami i innymi gatunkami, które coraz śmielej podchodzą pod przestrzeń zagospodarowaną przez mieszkańców?
Widok lisów w Lesie Wolskim, czy dzików w Bielańsko-Tynieckim Parku Krajobrazowym, nie powinien dziwić nikogo ze stałych bywalców tych urokliwych części Krakowa. W ostatnich miesiącach i latach coraz częściej jednak dzikie zwierzęta, w poszukiwaniu pokarmu, opuszczają znacznie bardziej przyjazne otoczenie i niebezpiecznie zbliżają się do osiedli mieszkaniowych, a nawet ruchliwych ulic. Tylko w ostatnich tygodniach o dzikach plądrujących wiaty śmietnikowe i poszukujących resztek na chodnikach, w lokalnych mediach przeczytać można było w kontekście takich miejsc jak Borek Fałęcki, Ruczaj, Podgórze Duchackie czy nawet Osiedle Podwawelskie.
Kto spotyka w mieście dzika, ten na drzewo zaraz zmyka
Niewinny dziecięcy wierszyk Jana Brzechwy nabiera nowego znaczenia – mówi Pani Anna Popławska, mieszkanka ul. Rostworowskiego. W tej okolicy, na Zakrzówku, zawsze było sporo dzików, ale dotychczas trzymały się raczej z dala od bloków. Od kilku miesięcy w biały dzień spotkać można całe stado, nierzadko uroczych warchlaczków – opisuje mieszkanka Ruczaju. Ale tym dzikim maluchom towarzyszą zwykle dorosłe lochy, których spłoszenie może spowodować niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia. Gdy samica dzika poczuje się zagrożona, potrafi zaatakować. Jej masa w połączeniu z ostrymi kłami to coś, z czym nie wolno się konfrontować.
Tylko podczas jesieni i w ostatnich kilku dniach stada dzików czas spędzały na…placu zabaw w Borku Fałęckim, czy spacerując po parku linearnym wzdłuż Grota-Roweckiego. Z kolei w marcu 2020 roku, kilka osobników przechadzało się po opuszczonym z uwagi na obostrzenia Parku Jordana.
“A ja jestem rudy lis. Ruszaj stąd, bo będę gryzł”
Ale dziki to nie jedyne dzikie zwierzęta, które spotkać można niebezpiecznie blisko własnego domu, nawet w centrum Krakowa. W listopadzie przekonali się o tym odwiedzający cmentarz Rakowicki, gdy między nagrobkami obserwować mogli sporych rozmiarów lisa.
Nikogo nie dziwią już także ślady kun czy widok saren. Z kolei w Tarnowie mówiło się w ostatnich tygodniach o grasującej watasze wilków, groźnie zbliżających się do samych osiedli mieszkaniowych. Sarna, zając, jeleń, lis, bóbr, dzik, sporadycznie zachodzi nawet łoś z Puszczy Niepołomickiej – tych niecodziennych mieszkańców Krakowa wymienia z kolei Dariusz Wnęk, Kierownik Zespołu ds. Lasów i Przyrody w Zarządzie Zieleni Miejskiej.
“I sto lat jeszcze przeżyłby chyba, lecz go wreszcie myśliwy przydybał”
Jak miasto radzi sobie z problemem dzikiej zwierzyny? Często najbardziej radykalnie, zezwalając na ostrzał. Oczywiście, w pełni regulowany, dotyczący tylko tych gatunków, które nie są zagrożone, a ich nadmierna populacja może być groźna. Rocznie odstrzeliwuje się około dwustu dzików.
Niedawno, póki co pilotażowo, z inicjatywy Urzędu Miasta Krakowa i Polskiego Związku Łowieckiego, na Ruczaju uruchomiona została specjalna, zautomatyzowana klatka, która ma pomóc w rozwiązaniu problemu dzików w mieście. Odłownia ma możliwość schwytania nawet 15 dorosłych osobników, a za jej przynętę służy kukurydza. Kiedy zwierzęta wejdą do monitorowanej pułapki, operator odłowni otrzymuje SMS-a. Dzięki aplikacji może sprawdzić, czy w środku są dziki i zdecydować o zamknięciu zapadni.
A jak w kwestii gatunków chronionych – sarny, zająca, jelenia i bobra? Zarząd Zieleni Miejskiej prowadzi nieustannie działania ograniczające szkody powodowane przez te zwierzęta w uprawach i młodnikach leśnych poprzez zabezpieczanie upraw. Tam gdzie uprawy nie są grodzone stosujemy preparat na bazie składników naturalnych zabezpieczający przed zgryzaniem (TRICO) lub stosujemy indywidualne zabezpieczenie w postaci zabezpieczenia pojedynczego drzewa siatką – mówi Wnęk.
Chętnie państwu łapę poda. Nie chce podać? A to szkoda.
Marek Wajdzik z krakowskiego okręgu związku łowieckiego przyczynę coraz większej populacji dzików w mieście upatruje w hodowli kukurydzy. Wystarczy przejechać się wokół miasta, żeby zobaczyć, jak z roku na rok coraz więcej pół obsianych jest kukurydzą, którą uwielbiają dziki. Mają tam pod dostatkiem jedzenia i schronienie w wysokich roślinach. Po zbiorach kukurydzy dziki muszą gdzieś się podziać, część z nich wybiera miasto – mówił niedawno dla Polska Press.
Mimo systematycznych działań miasta, to na jego mieszkańcach spoczywa największy obowiązek i pamięć o niezwykle ważnej zasadzie – nie dokarmiaj! Zostawianie jedzenia zwabia je do miasta i odzwyczaja od samodzielnego zdobywania pożywienia, tym samym zmniejszając dystans między buforem lasu i osiedli mieszkaniowych.
Nie mniej istotne są zasady przekazywane krakowianom w ramach trwającej akcji “Przybijże łapę”, w której urzędnicy miejscy przypominają, że dzikich zwierząt nie należy płoszyć i straszyć. Należy także pamiętać, że do lasów nie wolno wchodzić z psami puszczonymi luzem. A kiedy dziki podchodzą już naprawdę blisko, można zadzwonić po straż miejską, która wraz z odpowiednimi pracownikami zajmującymi się zwierzętami przeniosą je w bezpieczne miejsce.